Budapeszt ➔ Novi Vinodolski
Wczoraj tylko wjechaliśmy do Budapesztu, już po zmroku więc nie było za wiele widać, ale dzisiaj drogę zaczęliśmy od przejazdu przez to miasto. Muszę przyznać, że robi wrażenie, zwłaszcza architektura jest niebywała. Ale również ruch spory, a temperatura pomimo godzin przedpołudniowych już była zdecydowanie za wysoki więc wyjazd z miasta przyniósł ulgę.
Po jakimś czasie dojechaliśmy nad Balaton, który poza wymiarami nie zrobił na nas większego wrażenia. Poza tym drogi przez Węgry dalej robiły wrażenie dosyć nudnych. No może poza tym, że do rękawa wleciała mi osa i 3 razy użądliła…
Na szczęście mogliśmy dalej kontynuować podróż w stronę Chorwacji i po niedługim czasie mogliśmy wjechać do 3 po Słowacji i Węgrzech kraju, w tym pierwszego nowego na motocyklu – kufer zasłużył na nową naklejkę.
W Chorwacji temperatura osiągająca momentami nawet 38 stopni mocno dawała w kość, ale pomimo tego postanowiliśmy dojechać nad wybrzeże (co było dużym błędem!). I tu się zaczęło robić ciekawie. Trafiliśmy na świetną drogę przez góry [zobaczyć nazwę]. Szkoda tylko, że ze względu na ogromne już zmęczenie nie mogliśmy czerpać pełni radości z niezliczonych zakrętów… Na dodatek po wyjeździe z górsko-leśnej części tej drogi, rozpostarł się przed nami niesamowity widok na pagórki pokryte trawami. Aż prosiło się o zdjęcie, ale szczerze mówiąc byłem już tak padnięty, że jedyne o czym marzyłem to dojechać na nocleg…
Zapatrzony w wooolno ubywające kilometry do celu w końcu udało się zaparkować przy hotelu i nawet załapać na talerz grillowanego mięsa. Po przepysznej kolacji, w końcu mogliśmy iść spać. To był jeden z cięższych, o ile nie najcięższy, z motocyklowych dni, które do tej pory przeżyłem…