Marina ➔ Mostar
Cóż to był za dzień. Kolejny kraj na naszej motocyklowej mapie. Ale również pierwszy poza UE na motorze. Pomimo delikatnego stresiku przed przekraczaniem chorwacko-bośniackiej granicy okazał się, że nie było to w ogóle problematyczne. Pokazaliśmy tylko dowody i dokumenty od motocykla i tyle.
Po przekroczeniu granicy zaczęliśmy coraz bardziej zachwycać się tym krajem. Łąki, jeziora, iglaste lasy i góry. Widoki niesamowite, nie mogliśmy wyjść z podziwu, że Bośnia tak wygląda. Może to tylko Park Przyrody Blidinje, ale aż rozmarzyłem się jak byłoby mieszkać w takim miejscu…
Kolejną nowością na temat Bośni była dla mnie liczba meczetów, nie wiedziałem, że w Bośni i Hercegowinie islam jest jednym z głównych wyznań. Nawet udało nam się załapać na nawoływanie muezina, kiedy szukaliśmy miejsca na odpoczynek.
Wracając do celu dzisiejszego dnia. Szukając miejsc do odwiedzenia znalazłem górską osadę, Lukomir, najwyżej położona i najbardziej odcięta odncywilizacji w Bośni. Dodatkowo droga prowadząca tam była określana jako „szutrowa, ale w bardzo dobrym stanie. Każda osobówka bez problemu tam dojedzie.”. Przychodzą mi dwa komentarze na ten temat, pierwszy to „ja, mhm”, a drugi to „nic bardziej mylnego”. Z początku było całkiem fajnie, ale kiedy droga zaczęła piąć się stromo w górę, a szuter zamienił się w duże kamienie, nie było dla nas innej opcji niż wycof. Ledwo zjechałem już sam z tej góry, ale stwierdziliśmy, że może da się objechać ten fragment i skręciliśmy w niedaleką odnogę, która wyglądała całkiem zachęcająco. Wyglądała bo po paru minutach jazdy sytuacja się powtórzyła. Podjazd nie do pokonania na motocyklu z załadowanymi kuframi, dwiema osobami i offroadowym zielonym kierowcą. Wycof był jeszcze trudniejszy, podobnie jak zjazd po wcale nie lajtowym szuterku. Spociłem się o wiele bardziej niż podczas całodniowej jazdy w 40 stopniowym upale.
Trochę zawiedziony, że trzeba się było wycofać, ale szczęśliwy z wielu, wielu nowych doświadczeń (i przeżycia dosyć mocnej przygody) skierowałem maszynę w stronę Mostaru.
I żeby nie było mało przygód, to w drodze GPS pokazał inną opcję trasy, dłuższą o 25min, ale skoro zaoszczędziliśmy czas na Lukomirze, to czemu by nie przejechać się trochę dalej. Fajnie, nie? Tutaj przychodzą mi te same dwa komentarze co ostatnio. Zaczęło się fajnie, droga przez lasy, kręta, parę serpentyn, ale po parunastu kilometrach nagle GPS każe skręcać w prawo. A tam po chwili… szuterek… Nie wyciągnąwszy lekcji, którą odebrałem chwilę wcześniej, stwierdziłem: „a czemu by nie”. No i po kilkuset metrach teren znowu zrobił się na tyle ostry, że trzeba było się wycofać. Do tego był to chyba najcięższy wycof, po kamieniach, na stromym zboczu, co poskutkowało nawet położeniem motocykla. Namęczyliśmy się niesamowicie żeby się stamtąd wydostać, ale na szczęście się udało. I na szczęście skończyło się tylko na paru godzinach w plecy bo reszta drogi do Mostaru, już bez kombinowania, przebiegła bez problemu.
Ciekawe co nas czeka jutro…