Czy pisałem, że dzień 4 kiedy chodziliśmy pod Eigerem był najlepszy? Do dzisiaj. Czy pisałem, że dzień wcześniej z nieznanego powodu Matterhorn nie zrobił na mnie wrażenia? Do dzisiaj…
Dnia 6 podjechaliśmy do miejscowości Breuil-Cervinia skąd widoczny jest Matterhorn od strony włoskiej. Co prawda nie jest to Matterhorn „Toblerone” i może nie robi teoretycznie takiego wrażenia jak ze szwajcarskiego Zermatt, ale za to jest dużo bardziej „dostępny” i na mnie zrobił oszałamiające wrażenie.
Kolejkami podjechaliśmy na Plateau Rosà skąd rozpościera się panorama na okoliczne szczyty. Udało się nam podejść kawałek lodowcem żeby mieć lepszy widok na górę legendę i naprawdę tutaj robi to ogromne wrażenie. Ale o dziwo nie był to najlepszy punkt dnia. Po obfotografowaniu wszystkiego dokoła, zjechaliśmy kolejką poniżej lodowca, a dalszą drogę pokonaliśmy pieszo. I to była naprawdę wspaniała trasa z punktem kulminacyjnym przy dużym głazie z widokiem wprost na Matterhorn. Był to jeden z lepszych momentów i widoków w moim życiu. Mógłbym tam siedzieć godzinami… Ale niestety nie mieliśmy tyle czasu i musieliśmy ruszyć dalej. Po paru godzinach byliśmy z powrotem w miejscowości Breuil-Cervinia i tak zakończyliśmy ten wspaniały dzień.